Nie zginął jednak jak ofiara.
Zginął jak bohater, męczennik i kapłan niezłomny.
Oddał życie za współwięźnia Franciszka Gajowniczka, ojca rodziny, który dzięki niemu przeżył obóz śmierci i wrócił do żony i dzieci.
To nie była śmierć to była świadoma ofiara z siebie.
Ojciec Kolbe to święty naszych czasów. Prawdziwy patriota. Polak z krwi i kości.
Nie był ani „tolerancyjny”, ani „postępowy” w lewicowym rozumieniu.
Był wierny Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie.
Ostrzegał przed liberalizmem, marksizmem, masońską propagandą i zepsuciem moralnym Zachodu.
Zamiast pisać posty na Instagramie, budował imperium medialne „Rycerza Niepokalanej” i wychowywał Polaków w duchu honoru i wiary.
Dlatego dzisiaj lewica go nienawidzi.
Bo nie pasuje do ich tęczowej rewolucji.
Bo przypomina, że prawdziwa miłość bliźniego to poświęcenie, nie rozpusta.
Bo był duchownym, który nie kłaniał się światu, tylko Bogu.
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI! PAMIĘTAMY!
Niech jego życie będzie dla nas przestrogą i inspiracją.
W czasach zamętu, zdrady, zgniłego kompromisu… Ojciec Kolbe to symbol, że można żyć i umrzeć jak trzeba.
Nie jako ofiara systemu, ale jako świadek prawdy i odwagi.
